Earth nature field

Techniki AWARYJNEGO wychodzenia na linie.

Techniki linowe używane podczas eksploracji. Trudno się bez nich obejść. UWAGA! Informacji zawartych w tym dziale nie traktować jako kurs.
Awatar użytkownika
Kobi
Posty: 67
Rejestracja: 27 lip 2015, 18:08

Techniki AWARYJNEGO wychodzenia na linie.

Post autor: Kobi »

Autor: Kobi 13 Lis 2008

Na początek historyjka której najprawdopodobniej by nie było gdyby jej bohaterowie dysponowali m. in. tą wiedzą, którą zawrę w tym temacie:
”Powiało grozą w miejscu cudu
(...) Sztolnie w Szklarach od dawna przyciągają grotołazów, geologów i poszukiwaczy przygód. Podziemne korytarze po byłej kopalni odkrywkowej od jedenastu lat kuszą jednak czymś jeszcze. Tajemnicą, a nawet, jak mówią mieszkańcy, miejscem cudu. – Bo to był cud, że dwóch młodych ludzi, uwięzionych 30 metrów pod ziemią, przeżyło tu 24 dni – mówią.

Pan Alojzy przeżywa szok
– Siedzieliśmy na podwórku. Nagle widzimy, biegnie przerażony chłopak – opowiada Alojzy Drogowski, 50-letni były pracownik miejscowej huty, który mieszka sto metrów od wejścia do sztolni, gdzie rozegrał się dramat. – Krzyczy: „Wezwijcie pomoc! Ojciec spadł do szybu starej kopalni!”. Wezwaliśmy GOPR. Przez kilka godzin próbowali wyciągnąć tego mężczyznę z głębokiego wykopu. Pomagałem, jak mogłem. Udało się. Kiedy zobaczyłem jego pokrwawioną twarz i usłyszałem nazwisko, nogi się pode mną ugięły. Przecież równo jedenaście lat temu, też 25 sierpnia, wyciągaliśmy go z tego samego szybu. Ktoś za moimi plecami wykrzyczał: „Człowieku, po co ty znów tam szedłeś?! Życie ci niemiłe?”. A on uśmiechnął się tylko do nas i powiedział: „Przepraszam”… Znów przed oczami stanęły mi wydarzenia sprzed lat.

Hak został na górze
To był upalny lipiec 1994 roku. Adam Alagierski studiował geologię. Wraz z kolegą do Szklar przyjechał na tydzień wakacji. Planowali znaleźć rzadkie okazy minerałów i zobaczyć na własne oczy, jak wyglądają złoża znane im dotychczas tylko z opisów w podręcznikach.

Adam Alagierski: – Wydawało nam się wtedy, że jesteśmy dobrze przygotowani. Mieliśmy liny, latarki, prowiant na kilka godzin. Spodziewaliśmy się, że tyle czasu spędzimy pod ziemią. Tuż przed wejściem do sztolni stwierdziliśmy, że nasze plecaki są za ciężkie i niewygodnie będzie przeciskać się z nimi przez wąskie szyby.

Zostawili więc tuż obok zejścia do szybu część sprzętu i na linach zjechali 30 metrów pod ziemię. Kiedy chcieli wyjść z powrotem na powierzchnię, okazało się, że nie mają haka, niezbędnego, by wspiąć się na górę.

– Nawet bardzo się nie przestraszyliśmy. Byliśmy pewni, że już nazajutrz zaczną nas szukać i wystarczą najwyżej dwa dni, a zostaniemy uratowani. Myliliśmy się.

Spodziewali się trupów
(...) Dopiero 24 sierpnia 1994 roku mieszkańcy Szklar znaleźli obok wejścia do szybu porzucone przez kogoś rzeczy. Zgłosili to policji, która bardzo szybko powiązała fakty. Ratownicy GOPR-u przyjechali do wioski jeszcze tego samego dnia.

– Mijała 24 doba od momentu, kiedy zeszli na dół, dlatego byłem pewien, że schodzimy po dwa trupy – mówi naczelnik Wiatr. – Pamiętam, że nikt z nas nie miał cienia nadziei, że oni przeżyli. Kiedy dotarliśmy do nich i zobaczyliśmy, że są przytomni, nie wierzyliśmy własnym oczom. To naprawdę było jak cud. Przed szybem zgromadziła się chyba cała wieś. Kiedy wyciągnęliśmy ich na powierzchnię, ludzie zaczęli bić brawo.

Wszystkie twarze były znajome
Adam Alagierski: – Nigdy nie zapomnę tego czekania na ratunek, tej bezradności i rozpaczy. I ból, którego nie da się opisać. Bo kiedy człowiekowi przestają pracować nerki, kiedy pije tylko skraplającą się wodę i zanika mu tkanka tłuszczowa, boli go wszystko. Nasze organizmy walczyły o przetrwanie chyba nawet wtedy, kiedy sami już zwątpiliśmy. Pamiętam, że chciałem tylko jednego – żeby to się w końcu skończyło. Niezależnie od tego, czy miałoby to oznaczać ratunek czy śmierć. Kiedy mnie uratowali i trafiłem do szpitala, byłem wrakiem człowieka. Schudłem 18 kilogramów, nie mogłem spać po nocach, miałem zwidy. Byłem bliski obłędu.

Nauczył się znów żyć dzięki rodzinie. To ona pomagała mu w trudnych chwilach. Wciąż jednak, jak mówi, wracały do niego tamte wydarzenia. Musiał chodzić do psychologa. Któregoś dnia usłyszał od niego, że pomóc może mu powrót w tamto miejsce.

– Przyjechałam do Szklar z synem, głównie po to, by pochodzić po lasach i górach, bo to wyjątkowo piękne miejsca, ale chyba podświadomie chciałem znów zejść na dół. 25 sierpnia przyszliśmy pod nasyp sztolni. Powiedziałam synowi, że muszę zjechać na dół. Choć tylko na chwilę. By pobyć tam i przełamać lęk. Mocno wierzyłem, że to mi pomoże, uchroni przed szaleństwem. Bo czasem, gdy wracają tamte wspomnienia, mam wrażenie, że wariuję. I znów wydawało mi się, że jestem dobrze przygotowany. Myliłem się. Lina, którą kupiłem, okazała się za śliska i podczas opuszczania się przestała działać blokada. Zacząłem bezwładnie spadać. Zemdlałem. Kiedy się ocknąłem, zobaczyłem wokół siebie ratowników i mieszkańców wioski. Wszystkie twarze były znajome…

(...) - Jestem szczęściarzem. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że spadłem z wysokości 20 metrów, a mam tylko złamaną nogę, obojczyk i rozciętą brodę? Wiem jednak, że limit szczęścia już wyczerpałem i dlatego przysiągłem żonie i synowi, że już nigdy nie zejdę pod ziemię, że już nigdy do Szklar nie wrócę…

Rafał, który razem z Adamem jedenaście lat temu spędził w sztolni ponad trzy tygodnie, nie poradził sobie z sobą. Zamieszkał sam we wsi pod Chodzieżą. Nie utrzymuje z nikim kontaktów. Miejscowi mówią, że zupełnie zdziwaczał (...).”

Artykuł: Małgorzata Moczulska - Słowo Polskie Gazeta Wrocławska, 2 września 2005 r.
W 1994 bohaterowie opowiadania rzekomo nie zabrali „haka” niezbędnego by dostać się po linie na górę, 11 lat później Adam Alagierski tłumaczył się zbytnią śliskością liny – natomiast nieoficjalnie najprawdopodobniej w obu przypadkach w ogóle nie dysponowano sprzętem odpowiednim do zjazdów i wejść po linie. Czy w momencie gdy będąc „na dole” okazuje się, że zapomnieliśmy lub też tracimy nasz szpej skazani jesteśmy tylko na pomoc z zewnątrz? Oczywiście nie, ale do rozwiązania takiego problemu niezbędna jest wiedza z zakresu stosowania przyrządów awaryjnych oraz węzłów, którą często eksploratorzy zapuszczający się w podziemia nie dysponują.

Wyjdźmy od sytuacji gdy dysponujemy całością sprzętu niezbędnego do wychodzenia po linach. Są to:
- uprząż speleo
- Poignee (Petzl)/Climber (CT) przyrząd zaciskowy, popularna „małpa” tudzież „płanieta”
- Croll lub Basic (Petzl)/ Climber V (CT) przyrząd zaciskowy
- odpowiednie lonże, taśmy etc.


Pominąłem kilka elementów szpeju, a także nie będę opisywał działania poszczególnych przyrządów oraz całości prawidłowej techniki wychodzenia po linie ponieważ celem tematu nie jest nauka technik dla osób początkujących

SYTUACJA 1
Powiedzmy, że już po zjeździe stwierdzamy, że nie dysponujemy jednym z przyrządów zaciskowych. Jeżeli zjazd odbywał się za pomocą rolki STOP / I’D etc.( kluczowe jest by był to przyrząd zjazdowy blokujący się AUTOMATYCZNIE!) to nie powinniśmy mieć żadnych problemów z wyjściem, które będzie tylko nieco żmudniejsze niż zwykle. Jeżeli straciliśmy:
a) Croll lub Basic (Petzl)/ Climber V (CT)

W takiej sytuacji rolę dolnego przyrządu zaciskowego przejmuje nasza rolka STOP/ I’D wpięta jak do zjazdu. Mankamentem systemu jest to, że musimy „wyciągać” linę z improwizowanego przyrządu dolnego:
rope-access-petzl-ascent-1.jpg
rope-access-petzl-ascent-1.jpg (60.13 KiB) Przejrzano 14985 razy

b) Poignee (Petzl)/Climber (CT)

Wtedy jako improwizowany górny przyrząd zaciskowy stosujemy nasz dolny przyrząd – Croll’a/Climber’a z wpiętym karabinkiem dla łatwiejszego chwytu (pamiętając o założeniu pętli nożnej). Natomiast, jak wyżej, rolę dolnego przyrządu zaciskowego przejmuje nasza rolka STOP/ I’D wpięta jak do zjazdu. Mankamentem systemu jest to, że musimy „wyciągać” linę z improwizowanego przyrządu dolnego.


SYTUACJA 2
Ale co, gdy nasz przyrząd zjazdowy nie był przyrządem blokującym się automatycznie w związku z czym nie możemy wykorzystać go jako improwizowanego przyrządu zaciskowego? Tutaj przechodzimy do meritum tego tematu jednak zanim opiszę węzły niezbędne do wyjścia z sytuacji chciałbym przedstawić jeszcze jeden przyrząd który może uratować nam „skórę”. Mam na myśli przyrząd o nazwie Tibloc firmy Petzl. Jego niewielka waga sprawia, że po wpięciu go w szpejarkę w zasadzie możemy o nim zapomnieć, natomiast w sytuacji tego wymagającej świetnie sprawuje się jako awaryjny przyrząd zaciskowy. Jedynym mankamentem jest w zasadzie cena: około 70 zł.
Tiblock:
tiblock.jpg
tiblock.jpg (12.14 KiB) Przejrzano 14985 razy


SYTUACJA 3

Analogiczna do drugiej, z tym, że nie dysponujemy Tiblockiem. Tak jak pisałem, niezbędna staje się umiejętność wiązania węzłów. Jakich konkretnie?:

a) PRUSIK – węzeł ten bez obciążenia łatwo przesuwa się po linie, natomiast pod obciążeniem zaciska się i blokuje, po zdjęciu obciążenia ponownie daje się łatwo przesuwać. Działa więc analogicznie do przyrządów zaciskowych których zabrakło nam w danej sytuacji. Jak widać, jego (i kilku następnych które zaprezentuję) zawiązanie to żadna filozofia.
f_13w1khvvkcpm_53c2f24.gif
f_13w1khvvkcpm_53c2f24.gif (12.93 KiB) Przejrzano 15006 razy
c) WĘZEŁ FRANCUSKI – to węzeł który najczęściej wybieram spośród tutaj wymienionych. Jego zaletą jest to, że dobrze przesuwa się do góry podczas wychodzenia po linie, po zdjęciu obciążenia. Stosuję też taśmy zamiast repsznurów.
f_lgv4unehhm9m_bb5b701.gif
f_lgv4unehhm9m_bb5b701.gif (5 KiB) Przejrzano 15006 razy
UWAGA! Wszystkie podane tutaj węzły wiążemy za pomocą repsznurów/taśm które to spełniają określone normy (m.in. m.in. EN564 i EN566) ciężaru etc. a nie ma przykład sznurówkami czy innymi „sznurkami na pranie” !

To, który z węzłów należy wykorzystać zależy już tylko od posiadanego sprzętu i sytuacji – jedne lepiej sprawdzają się na nowej linie nie ześlizgując się po niej podczas obciążenia jednak ciężej jest je przesuwać w górę, inne natomiast lepiej zachowują się na upapranej kopalnianym błockiem czy po prostu mokrej linie. Najlepiej po prostu znać je wszystkie i stosować ten który aktualnie działa : ).

W ten sposób z pełnego szpeju udało nam się ograniczyć ten niezbędny do wyjścia do:
- uprząż speleo
- minimum 3 (wraz z pętlą nożną) taśmy/pętle z repsznurów
- niezbędne karabinki etc.


SYTUACJA 4
Jednak czy jest to na pewno absolutne minimum sprzętowe? Otóż, jeżeli trafiło na „łojanta”, albo po prostu – osobę silną w nogach a wysokość wyjścia nie jest spora (powiedzmy do 10m ) to możemy spróbować techniki Footlock, wykorzystywanej głównie przez „drzewołazów” : ). Zaprezentowana jest na poniższym filmie:
http://www.arbtalk.co.uk/forum/showthre ... 163&page=2
footlockin.jpg
footlockin.jpg (158.18 KiB) Przejrzano 14985 razy
To czego do niej potrzebujemy to węzeł prusika (czyli jedna pętla!) oraz silne giry. Węzeł podciągamy blokując wcześniej linę owijając ją wokół nogi i stopy oraz „przydeptując” ją drugą stopą na pierwszej. Liny nie trzeba odplątywać z nogi za każdym podciągnięciem ponieważ powinna ona przesuwać się po niej (zwłaszcza, jeżeli jest obciążona – lina, nie noga).

SYTUACJA 5
Na koniec chciałbym jeszcze pokazać co zrobić, gdy wraz z naszymi przyrządami zaciskowymi stracimy i uprząż (albo zjedziemy te 5 metrów „na strażaka”, mając przy sobie tylko kilka pętli/taśm oraz sporo optymizmu w głowie apropo naszego wyjścia : ). Dysponując jedną taśmą oraz jednym karabinkiem możemy zorganizować sobie może nie najwygodniejszą ale na pewno działającą „parauprząż”.

Uprząż improwizowana z dłuższej pętli szytej:
diapersling.jpg
diapersling.jpg (33.96 KiB) Przejrzano 14985 razy
Uprząż improwizowana z..kawałka liny (około 8m) -jeżeli "na dole" dysponujemy "nadwyżką" 6-8m liny to możemy z niej zrobić dość pewną i bezpieczną uprząż:
szczelcowe bondage.jpg
szczelcowe bondage.jpg (468.19 KiB) Przejrzano 14985 razy
EDIT Rossomak: Jak widać - przy odrobinie wprawy - da się wyjść po linie dysponując tylko ~8m "wolnej" liny (z której robimy improwizowaną uprząż) oraz 1-2 pętlami z taśmy z których jedną wiążemy bezpośrednie do improwizowanej uprzęży (robiąc z niej bieda-crolla) a druga robi nam za zamiennik "małpy" (do którego stopkę możemy dorobić jak mamy ekstra 2m liny). Zupełnie hardcorowo (choć na niewielkie wysokości) można wyjść za pomocą uprzęży z wolnych 6-8m liny + 1 taśma wiązana do uprzęży jako przyrząd zaciskowy piersiowy + "footlock"

Reasumując: AWARYJNIE na pewno da się wyjść po linie za pomocą 3-4 pętli/taśm oraz karabinka ^^.
Warto zdawać sobie z tego sprawę tym niemniej przypominam – to, że się da nie znaczy, że w tym momencie powinniście opchnąć na alledrogo Wasz cały szpej i zostawić sobie te kilka taśm i karabinek (bo przecież na półwyblince też się da zjechać, prawda?). Bo to, że się DA nie zawsze znaczy, że się POWINNO :lol:

Wróć do „Techniki linowe”