![Zakłopotanie :oops:](./images/smilies/icon_redface.gif)
![Wyluzowanie 8-)](./images/smilies/icon_cool.gif)
Tyle słowem wstępu. Do napisania tego posta skłoniła mnie pewna przygoda. Oczywiście nie moja
![Szalony :twisted:](./images/smilies/icon_twisted.gif)
Spotkałem się nie tak znowu dawno temu z moim starym dobrym przyjacielem. Poszliśmy na piwo. Jak zwykle czeski lager o głębokim smaku wchodził "jak złoto". Można było poczuć wręcz klimat husyckiej rejzy na Śląsk. Trzeba przyznać, że co jak co ale rejzy na Śląsk i piwo to Husytom zawsze wychodziło. Jak już tak wspominaliśmy z przyjacielem pamiętny rok 1429, napomknął on o swojej własnej ekspedycji na ziemie Morawskie.
Razem ze swoimi druhami wybrali się konno na Morawy (ponad 100 koni z Wolfsburg-skich stajni- stary dobry 2,5 TDI). Dostali bowiem ciekawe namiary od zaprzyjaźnionych osób na ciekawą kopalenkę w środku lasu. Podobno dziura kameralna, spokojna i nieprzypałowa. Taka na weekendowy spacer z rodziną i dziećmi. Jak zaplanowali tak też uczynili i wkrótce zwiedzali bardzo ciekawą i lekką kopalnię. Do kopalni wchodziło się przez bunkier z pancernymi drzwiami. Drzwi otwarte, dziura prosi się o zwiedzanie. Kopalnia naprawdę przyjemna i prosta - czas zwiedzania trzy godzinki. Nasi bohaterowie zapuścili się w najdalsze czeluści. Po drodze natrafili znaną wszystkim wytrawnym poszukiwaczom podziemnych przygód strukturę geologiczną - tzw. Skurwolit. Skurwolit ten był z gatunku "wstrzymaj oddech i wyłącz wyobraźnię". Oni jednak parli dalej będąc jak ten "archetypiczny bohater, nie bojący się spojrzeć w śmierci oczodół" (cytując Króla Juliana). Takich dwóch jak ich trzech nie ma ani jednego, więc znaleźli szybko chodnik będący prawdopodobnie drugim wyjściem. Idąc za przeciągiem i wypływającą wodą chodnik okazał się sztolnią (o której istnieniu nie wiedzieli). Wychyliwszy głowę z otwór typu "dziura borsuka" okazało się, że są 50 metrów od pierwotnego wejścia... które ktoś okupował. Czesi byli w liczbie bliżej nieokreślonej, zmotoryzowani i prawdopodobnie wrogo nastawieni.
Dla niewtajemniczonych: w Czechach potencjalne kary za nielegalne wejście do kopalni są bardzo wysokie. Nie znam nikogo kto by dostał maksymalny wymiar kary ale nikt chyba ryzykować nie chce.
Z racji, że nie dało by się wyjść w sposób niezauważony - trzeba było przeczekać. Aaaaa... jest haczyk... przy pierwotnym wejściu ukryty był plecak z czystymi rzeczami do przebrania. Tak więc, nasi bohaterowie zwiedzali jeszcze kopalnię przez godzinkę. Po powtórnym wyjściu okazało się, że wrogi patrol właśnie odjeżdża - to się nazywa synchronizacja i planowanie
![Sarkazm ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Tutaj pojawił się pewien złożony problem:
1. plecak z fantami - skonfiskowali go czy nie?
2. alarm - ściema czy fakt
3. trzeba przejść przez ponownie przez Skurwolit i całą kopalnią by odebrać plecak
Nie zwlekając ni chwili, drużyna cebulowego pierścienia ruszyła znów w ciemności Ereboru. Okazało się, że plecak jest, alarm jeśli był to bardziej przy wejściu a nie tam gdzie był plecak a kopalniany duch i władca Skurwolitu tego dnia był wyjątkowo łaskawy. Cała ekipa wyszła w stanie nienaruszonym. Zwykła wycieczka zmieniła się w przygodę okraszoną adrenalinową mgiełką i lekką nutką dekadencji. Ogólnie spoko ale...
Chciałem się z Wami podzielić tą opowieścią (mojego przyjaciela) bo to pierwsza taka realna sytuacja z pierwszej ręki z jaką się spotkałem w ciągu mojej kilkunastoletniej przygody z dziurami. Słyszałem kiedyś jakieś plotki, że kogoś, gdzieś, kiedyś w jakimś bunkrze jacyś szaleni nietoperzowi wojownicy zaspawali ale... tutaj mogło być grubo. Dziura podobno bardzo popularna i często odwiedzana przez polskie i czeskie ekipy. Wejście w nieprzypałowym miejscu. Stan obiektu bardzo przyzwoity. Nic by nie wskazywało na to, że grozi mu zamknięcie i to w sobotnie popołudnie...
Nasi poszukiwacze przygód mieli bardzo dużo szczęścia w tej rozgrywce. Groziły im poważne konsekwencje. Albo weszli by wprost w łapy ekipy zamykającej, której nastawienia i stopnia wrogości nie sposób przewidzieć. Mogło się skończyć grożeniem palcem albo wizytą na komisariacie. Mogło się też skończyć pocałowaniem klamki z bardzo złej strony drzwi... Jeśli nie było by tam faktycznie żadnego alarmu, który by poinformował kogokolwiek... czas oczekiwania na przypadkowych turystów przechodzących pobliską drogą... nie do przewidzenia.
Aha... nie zakładajcie drodzy czytelnicy, że ludzie którzy z tych czy innych względów zamykają dziury będą postępować racjonalnie i rozsądnie. Przy tego typu działaniu pierwsze co mi przyszło do głowy to że powinna być tam od tygodnia kartka z informacją "drodzy eksploratorzy, zamykamy dziurę dnia tego i tego i ogólnie to wypierdalać bo Was tu nie chcemy". Kartki nie było... (tak mi powiedział przyjaciel
![Sarkazm ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Gdyby nie drugie wyjście, znalezione zresztą całkowicie przypadkiem, sobotni spacer mógł się zakończyć bardzo różnie. Nie każdy obiekt ma przecież więcej niż jedno drożne wejście.
Konkluzja: Zawsze warto zostawić osobie kompetentnej dokładną informację gdzie jedziecie i o której planujecie wyjście. Oczywiście godzinę wyjścia warto podać z zapasem na wypadek niespodziewanego przedłużenia się akcji, co by ktoś czekający w panikę nie wpadł i nie uruchomił niepotrzebnie akcji ratunkowej. W przypadku dłuższych akcji i bardziej skomplikowanych systemów, rozsądnym było by zostawić również przybliżony plan działania.
Warto to zrobić by nie powtórzyć losu chociażby dwóch studentów, którzy kiedyś eksplorowali sztolnie w Szklarach (sztolnię studencką jak się pewnie domyślacie).
Nie głupim pomysłem jest też wzięcie ze sobą folii termicznej oraz trochę więcej wody, jedzenia i baterii niż na planowany wypad. Pozwoli to na przetrwanie w oczekiwaniu na pomoc.
Ten kto nie wierzył w zbieg okoliczności, że zamknął dziurę bez uprzedzenia akurat kiedy ktoś będzie w środku... niech uwierzy bo wiem to z dobrego źródła
![Obrazek](http://i0.kym-cdn.com/entries/icons/original/000/008/549/ifuknowwhatimean.jpg)
Powyższe przemyślenia dla osób doświadczonych będą oczywiste. Koledzy i koleżanki z mniejszą ilością wypraw na koncie niech natomiast potraktują tą przygodę jako swoistą poradę.
Ciekaw jestem Waszych opowieści. Czy ktoś kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji?
pozdrawiam
WPR